Odwaga bycia sobą albo niechęć do kopania się z koniem.

 
Pragnienie autentyczności, bycia „naprawdę sobą” towarzyszy większości z nas. Kiedy zaczynamy się temu pragnieniu przyglądać bliżej, ujawnia się jego paradoksalna natura.

 

Pragniemy być sobą, a przecież zgodzimy się, że nie można być tym, kim się nie jest; tak jak nie można nie być tym, kim się jest. Tak mówi logika, i tak podpowiada nam intuicja. Te dziedziny rzadko mówią jednym głosem, musi więc być coś na rzeczy.

 

Skoro nie można nie być tym, kim się jest, skąd zew autentyczności obecny w tak wielu z nas, że spece od marketingu od lat biorą tę wartość na sztandary („Bądź sobą, wybierz Pepsi”), wiedząc, że to się opłaca?

 

Być może chodzi o to, że autentyczne self w mniejszym lub większym stopniu na co dzień pozostaje przysłonięte, zakryte maską. Maska przedstawia światu (oraz nam samym) tylko te aspekty naszego ja, które wydają nam się akceptowalne. Służy zatem jako narzędzie obrony przed odrzuceniem. Równocześnie, zakrywając niechciane aspekty „ja”, staje się narzędziem zafałszowywania rzeczywistości.

 

Z tej perspektywy patrząc, pragnienie autentyczności (czyli pragnienie wyjścia poza maskę) jest więc pragnieniem zaprzestania walki z rzeczywistością.

 

Pragnienie to jest mądre, ponieważ z rzeczywistością się nie wygrywa.
Nauczyliśmy się wkładać energię w walkę, która jest z góry przegrana i podskórnie o tym wiemy. Podpowiadają nam to takie objawy jak poczucie niedosytu, niespełnienia, tęsknota za bliskością w relacjach, dojmująca pustka, świadcząca o braku zakorzenienia w rzeczywistości wewnętrznej.

 

Pragnienie to jest właściwe ponieważ rzeczywistość naszego świata wewnętrznego nie jest taka straszna, jak może się wydawać.
Niekiedy za najświętszą prawdę o nas samych bierzemy ten aspekt, który jest najgłębiej schowany, czyli taki, który najbardziej odrzucamy, którego najbardziej się wstydzimy. Chociaż taki aspekt stanowi niewielki fragment naszego krajobrazu wewnętrznego, ponieważ jest głęboko skrywany, zdarza nam się go mylić z najgłębszą prawdą o nas samych. Strach przed spotkaniem, odkopaniem go, paraliżuje nas przed zanurkowaniem w głąb, po pełnię siebie.

 

Tymczasem nasza rzeczywistość wewnętrzna jest dużo bardziej zniuansowana i dynamiczna. Strach przed spotkaniem jej ma wielkie oczy, ale samo spotkanie przynosi ulgę, dostęp do prawdziwego, głębokiego spokoju wewnętrznego, który wynika z uświadomienia sobie, że nie trzeba już dłużej ze sobą walczyć.

 

Ten proces zaczyna się od pracy z maską. Jak pisał Carl Rogers, psychoterapeuta, jeden z głównych przedstawicieli psychologii humanistycznej – odchodzenie od maski jest jednym z ważnych elementów procesu „stawania się osobą”:

 

„Wydaje się, że jednostka zaczyna poruszać się w kierunku świadomego i cechującego się akceptacją bycia procesem, którym w istocie wewnętrznie jest. Oddala się ona od bycia tym, kim nie jest – od bycia maską. Nie próbuje być kimś więcej, niż jest, z czujną niepewnością lub pompatyczną defensywnością Nie próbuje być też kimś mniej niż jest, wraz z poczuciem winy czy umniejszaniem własnej wartości. Coraz pilniej wsłuchuje się w najgłębsze nisze swojego fizjologicznego i emocjonalnego jestestwa. Stwierdza, że z coraz większą dokładnością i głębią pragnie być tym „ja”, którym naprawdę jest.”

 

Jeśli zainteresował Cię ten temat i chciałbyś/chciałabyś przyjrzeć mu się bliżej, serdecznie zapraszam na warsztat „MASKI, KTÓRE NOSIMY; MASKI, KTÓRYCH NIE ZNOSIMY”. Na warsztacie będziemy pracować z tym tematem, korzystając z narzędzi, które wnosi psychoterapeutyczna praca z ciałem w ujęciu Core Energetics.

Więcej informacji: TUTAJ